Obudziło mnie delikatne wołanie “No wstawaj. Chodz za mna”. Otworzyłam zaspane oczy. Nikogo oprócz chrapiącego męża nie było. Czy to jego chrapanie mogło mnie wołać? przeszło mi przez myśl. W tej samej chwili usłyszałam niemrawe ziewnięcie połączone z miauczeniem. Wtedy to zobaczyłam siedzącego na nocnym stoliku mojego kota – Ciapka.
“To ty mnie wołasz, kocie?” rzuciłam w eter i automatycznie usłyszałam odpowiedź twierdząca. Nie byłam pewna czy to jawa czy sen. No bo od kiedy ja rozumiem kocia mowe? Wstalam z lozka by poczlapac się do kuchni napić się wody. Ale do kuchni nie doszłam. Kot zeskoczył ze stolika i zasygnalizował że chce wyjść siadając koło drzwi wyjściowych na taras. Otworzyłam je by go wypuścić i sama znalazłam się na zwenatrz. “Chodz za mna” usłyszałam.
Deski były mokre i zimne. Spojrzałam na niebo a stamtąd patrzyły na mnie miliony lśniących oczu. Czy one sie ze mnie smieja, oceniają, że idę za kotem? To było bardzo niedorzeczne, ale siła i perswazja kota była na tyle przekonująca, że musiałam za nim pójść.
Noc była ciemna i głęboka. Minelismy mini ogródek, by przejść przez furtkę do lasu, z którym graniczyła nasza działka. Szliśmy pomiędzy drzewami, co jakiś czas moja glowa wpadala w precyzyjnie utkana pajeczyne. Rzucam “przepraszam” bo wiem ile trudu musi zająć pająkowi zrobienie siatki. Dziwne myśli krążyły mi po głowie, ale postanowiłam skupić się na drodze i kocie. Im głębiej w las szliśmy, tym on wydawał się jaśniejszy. Dopiero wtedy zauważyłam, że wokół nas latały małe, świecące robaczki. Mieniły się różnymi kolorami, od bladoróżowego, błękitnego, złotego… To dopiero bylo show! Magia! To robaczki oświetlały nam drogę. Leśne lampy. Nie wiedzialam nic o ich istnieniu, tak jak o istnieniu świecącego runa, grzybów, mchu… Szlam oniemiała. Moje oczy chłonęły to widowisko. Światło doprowadziło nas do polany, na której paliło się ognisko a dookoła siedziały różnokształtne istoty.
“Jestesmy na miejscu” powiedział glos. Bo nagle zamiast kota zobaczyłam piękna, wysoka, smukła dziewczyna o grubych, kruczoczarnych włosach. “Ciapek?” spytałam. Zamiast odpowiedzi zauważyłam jak dziewczyna przewraca swoimi złotymi oczami, tymi Ciapkowatymi! “Jestem Ejzela” powiedziala delikatnym glosem. “Musimy juz isc. Czekają na nas” i zeskoczyła z gracja elfa z kamienia i dała susa w stronę ogniska. “Ej poczekaj” krzyknęłam za nią. Niczego nie rozumiałam. Byłam zdumiona tym co zobaczyłam do tej pory i nie pozostawało mi nic innego jak pójść do tych istot i ogniska.
“Witaj, dziecko. Dobrze, ze juz z nami jesteś” przywitała mnie najbardziej ludzki byt. “Ejzela, bardzo dobra robota” zwróciła się do dziewczyny “ chociaż musisz poćwiczyć lepsza transformacje, bo nadal został Ci koci ogon” – i istoty zaczely sie smiac. “ Czy ktos mi wytlumaczy co ja tutaj robię” zdołałam wykrztusić z siebie.
“O tak, dziecino, wszystkiego zaraz się dowiesz” – odpowiedziała istota.
****
Obudziłam się tuż nad ranem. Maz nadal chrapał a Ciapek leżał rozciągnięty jak węgorz między nami.
“Ach, to tylko sen” pomyślałam. Sięgnęłam po szklankę z woda stojąca na nocnym stoliku. Podnosząc szklankę, zrzuciłam lniany woreczek, z którego wysypały się kryształowe kulki. Wzięłam je do ręki. Były bardzo zimne. Zaczęłam je przewracać w dłoniach. Z woreczka wystawały złote pora i wielki kryształ. Biorąc go do ręki, przypomnialo mi sie wszystko co zdarzyło się poprzedniej nocy.
****
Okazalo sie, ze jestem Lemurianka urodzona w normalnej rodzinie. Mam na imię Mahini. Potrafię rozmawiać ze zwierzętami, drzewami, roślinami. Mój ląd już dawno nie istnieje, ale Najwyższa Kaplanka tuz przed zniszeniem Lemurii, zachowala Lemurianskie krysztaly i ziarenka. Są rozsypane po naszej Ziemi. Raz na jakiś czas na świat przychodzi Lemurian i ma on specjalna misje do spelnienia.
Przy ognisku Najwyższa Kapłanka podarowała mi Lemuriański Kryształ, który ma specjalne żłobienia, które odczytać mogą tylko Lemurianie. Uczę się. A Ciapek, to znaczy Ejzela mi w tym pomaga.
ten tekst brzmi jak początek długiej, wciągającej historii <3