Zjedz mięsko, ziemniaczki zostaw. Z mięsnego pamiętnika małego rzeźnika.

Mała K. lat 4

– Mamoooo, a z czego jest ten koklet?

– koTlet!

– A z czego?

– Codziennie to samo….Zzzz hipopotama.

– Cooooo?

– Żartuję, z żyrafy. Jedz i nie wydziwiaj proszę, inaczej się spóźnimy.

– Nie zjem żyrafy.

– Jedz, bo będziesz głodna. Ręce opadają.

Na to wbiega do kuchni, mój wówczas 10 letni brat krzycząc:

– Ze świnki, kwi kwi, kotlet jest z prosiaczka!

Palcem wskazującym unosi czubek nosa obnażając średniej czystości nozdrza.

– Kwi, kwiiiiiiii!

– Aaaaaaaa mammoooooo, nie chcę jeść prosiaczkaaaaaa

Zanoszę się łzami, co ratuje mnie przed dokończeniem obiadu.

***

Mała K. lat 5

Dzieci w pośpiechu dosuwają krzesełka i w małe rączki łapią sztućce. Panie nauczycielki krążą między stolikami co i rusz poprawiając jeszcze nieporadny chwyt drobnych łapek. Siedzę obok Krzysia, z którym mamy ustalony system znaków, aby bezgłośnie wymieniać się jedzeniem. Cichaczem turlam mieloną kulę z przyprawami na jego talerz, w zamian otrzymując zasmażane buraczki <3 Pani Maryla obraca się nagle patrząc mi prosto w oczy i krzyczy:

– Widziałam to! Krzysiu oddaj klopsika!

– Nie mogę, już go polizałem. (uff…)

– Zatem oboje nie dostajecie deseru!

***

Mała K. lat 7

– Tato, co to wegetarianin?

– A skąd znasz takie słowo?

– Spotkałam dziewczynkę, która mówi, że jest wegetarianką.

– Nie zaprzątaj sobie tym głowy, pewnie ma jakieś uczulenie.

– …. (?) … acha

***

Ciut starsza K. lat 12

– Mamo, nie nakładaj mi kurczaka, zjem ryż i surówkę.

–  Mam dosyć tych fanaberii, dla kogo ja gotuję, nikt tego nie docenia, najlepiej powietrzem żyć!

– Surówka jest pycha. Dziękuję.

Mama żachnęła się i wyszła.

***

Dojrzewająca K. lat 13

– Wiedzieliście z czego są parówki i pozwoliliście nam je jeść?

Mama zirytowana milczy, a brat kręci fisia przy skroni.

– Gałki oczne, wymiona, skóra, tłuszcz, ścięgna, zaraz puszczę pawia!

– Wyłączę  Ci ten Internet. Miał być do nauki!

– Żartujesz?! Widziałam tyle ważnych treści, doczytałam co nieco i żeby było jasne- ostatni rok mocno ograniczałam mięso, ale teraz już nie tknę wcale.

– Akurat! Ja nie będę gotować na dwa gary! (mama zaraz sama się zagotuje)

– Nie musisz, sama będę gotować.

– Phi, akurat! Poczekaj co tata powie jak przyjedzie.

Kolejne dni atmosfera w domu jest zimna jak nóżki w galarecie. Lodówka dziwnym trafem zaopatrywana jest w różowiutkie wędliny, pęta kiełbas, śledziowe koreczki, kości na zupę i całego kurczaka. Nikt nie dokupił warzyw, czy owoców, które szybko spałaszowałam. Zaczynam pojmować zasady tej gry. Na szczęście mam jeszcze kieszonkowe, którym szastam w warzywniaku niczym córka Kulczyka. Ha! W supersamie znalazłam jakieś suchary sojowe, z których można zrobić schabowego. Przyznaję choć niechętnie, że pierwsze próby są dosyć nieudolne. Widzę kpiący wyraz twarzy mojego brata zajadającego ze smakiem mięsny obiad.

Po wielu tygodniach batalii tata przypływa z rejsu. Zawieram z nim i mama umowę- oni są moimi warzywnymi sponsorami, a kieszonkowe mogą przeznaczyć na rozrywki. Gotuję sama. Raz do roku badam morfologię i żelazo dla spokoju ich sumienia. 

***

K. lat 16

– Babciu, nic nie zjem, dziękuję.

– Zjesz, zjesz, specjalnie na zakupy poszłam. Kanapki z szyneczką ci zrobię. Z hali, świeżutka.

– Babciuuuu od 3 lat nie jem mięsa…

– Szynka to nie mięso! (szloch i rozpacz niosły się echem latami)

***

K. lat 20

Studniówki, wesela, stypy i inne imprezy bogate w kolorowe stoły to niekończące się dywagacje samozwańczych dietetyków, lekarzy i trenerów. Na mój półmisek trafiają surówki współbiesiadników, żeby ich „króliczek”, ich uparta „kózka” nie piła na pusto.  Oponuję, ale oni wiedzą lepiej. Czuję się jak smutny hipopotam w zoo, któremu ktoś w łeb przywalił arbuzem.

***

K. lat 25

Jestem wegetarianką od 12 lat. Na obiad w domu rodzinnym zawsze jest dodatkowa porcja mięsa dla zbłąkanego wędrowca- dla mnie.

– Jeszcze ci ta moda nie minęła?

***

K. lat 28

Odezwała się do mnie na Facebooku dziewczyna, z którą chodziłam do przedszkola. Pamiętała mój handel pulpetami. Na informację, że ostatecznie zostałam wegetarianką pyta „Nie boisz się, że umrzesz?”

***

K. lat 31

Jestem w pierwszej ciąży. Nie mówię ani lekarzowi, ani położnej, że nie jem mięsa. Głową muru nie przebijesz. Dieta wege w szpitalu to jakieś nieporozumienie.

***

K. lat 32

Wbrew przewidywaniom znawców rodzę nie kabaczka, a zdrowego syna. Eliminując nabiał przy karmieniu (co niczego nie wnosi w temperamentność juniora) przekonuję się, że jednak bez sera życie też jest fajne. Całkowicie odstawiam jajka i znacznie ograniczam nabiał.

***

K. lat 34

Rodzę drugie dziecko. Nabieram odwagi do śmiałych dyskusji z położnymi i lekarzami.  Dieta matki karmiącej nie ma poparcia naukowego.

***

K. lat 35

Gdy moje dzieci jedzą frytki lub łypią okiem na Kinderka nikogo to nie dziwi, nikt nie podważa moich kompetencji i ich zdrowia. Gdy pałaszują kiełki i tofu jestem pod ostrzałem spojrzeń. Okrzepłam
w walce- to już tylko ciche spojrzenia.

***

K. lat 36

Czteroletni Jurek pyta mnie, czy może nie jeść ryby z tatą. Woli moje sojowe. Na pytanie czemu, opowiada, że kocha ryby i mu smutno, gdy je zjada.

Rozmawiamy nt. różnorodności na świecie, kultury, której częścią jest kuchnia.

Nie mam pretensji, gdy zje mięsny posiłek, ale cieszy mnie, gdy zajada wegańskie parówki czy falafelki z bobu.

***

Mam za to marzenie, że moje dzieci dorosną i będą podejmować swoje decyzje z odwagą, a ja je uszanuję.

Autor: Kamila

I am a man upon the land, I am a selkie on the sea.

6 przemyśleń nt. „Zjedz mięsko, ziemniaczki zostaw. Z mięsnego pamiętnika małego rzeźnika.”

  1. Bardzo ciekawa forma tekstu. Lubię kuchnię roślinną i przyznam, że coraz częściej gości u mnie w kuchni. Dzięki niej poznałam wiele przypraw. Początkowo była traktowana jako moja fanaberia. Dziękuje za poruszenie ważnego tematu.

    1. Prawda? Każda osoba na diecie roślinnej z jaką dzielę się doświadczeniami słyszy przeróżne słabe komunikaty. Nie jem mięsa od 24 lat (kiedy to zleciało 😅 przecież wciąż mam 21 😀) a nadal zdarzają się dyskusje pt.”bo to taka moda z zachodu” 🙈

  2. Kamila, cudowny tekst, poprowadziłaś mnie przez tyle lat życia pokazując słuszność decyzji. Wzruszyłam się na tym zdaniu o małym Jurku, który nie chce jeść ryb bo mu smutno gdy je zjada. To naprawdę mocny przekaz, taki uświadamiający że dzieci naśladują swoich rodziców. Naprawdę bardzo podobał mi się Twój tekst, jego przekaz i forma.

Dodaj komentarz