Czyli krótki wpis o tym jak wylądowałam na SORze i zrozumiałam, że z każdego dołka da się wyjść.
Dziś jest 4 lutego 2022 roku co by znaczyło, że dziś mamy Międzynarodowy Dzień Walki z Rakiem. Spokojnie, nie wrzucę tu różowej wstążeczki i bynajmniej nie o tym będzie ten post. Gdy przeszukiwałam internet w poszukiwaniu kalendarza dni specjalnych i świąt zobaczyłam że właśnie dzisiaj powinniśmy wszyscy mówić o badaniu się i walce z tym okropnym choróbskiem. A prawda jest taka, że mam dzisiaj słabszy dzień. Chciałam wystartować z kopyta z nowym projektem i pomysłem na siebie, a okazało się tak jak zwykle to bywa, że będzie ode mnie to wymagało masy pracy i zaangażowania, no i przede wszystkim czasu! Więc nie mam w sobie dzisiaj wystarczająco dużo siły, by zachęcać kogokolwiek do czegokolwiek. Dzisiejsze święto przypomniało mi sytuację z lata 2021, bo rak wiąże się z nagłą, niezapowiedzianą zmianą w życiu. Często wrzuca ludzi w depresję i odbiera poczucie sensu, a czasem kończy się nawet śmiercią.
Ku pamięci
Osobiście spotykam czasami konta na instagramie, które pokazują heroiczną walkę o każdy dzień w tej chorobie. I za każdym razem budzi to we mnie podziw dla tych ludzi, a z drugiej strony złość na siebie samą. Złość, bo tak często narzekam a tak naprawdę nie mam na co. Ten wpis nie będzie o raku. Więc jeśli na to liczyłaś, to bardzo mi przykro. Ja tylko chcę sobie samej przypomnieć jak 13 lipca 2021 roku wylądowałam na SORze i zrozumiałam, że życie jest zbyt piękne na siedzenie w miejscu i biadolenie. Chciałam o tym napisać tuż po wyjściu z tego okropnego miejsca, ale nie znalazłam w sobie na to przestrzeni ani czasu. Przyszedł za to dołek, bo zrozumiałam że moje plany i aktywność fizyczna będą musiały zaczekać.
Jak do tego doszło, nie wiem
Skręciłam tego dnia kostkę schodząc ze schodów na dworcu głównym w moim rodzinnym mieście – Bydgoszczy. Nauczka na całe życie – nie gap się w telefon kiedy schodzisz po schodach! Nie wsiadłam do pociągu. Z podkulonym ogonem i pomocą mamy i siostry dokuśtykałam do auta, którym popędziłyśmy na SOR. Siedząc kilka godzinna wózku inwalidzkim w poczekalni nasłuchałam się różnych historii ludzi, którzy tak jak i ja, czekali na lekarza.
Coś się kończy
Dziewczyna obok miała wypadek samochodowy i nie wiedziała czy jeszcze będzie chodzić. Dopiero nauczyła się jeździć na nartach, planowała wyjazd ze znajomymi w góry na sezon zimowy. Nie widziałam jej twarzy, ale w jej głosie nie dosłyszałam negatywnych emocji, rozżalenia czy złości. Siedziałam plecami do niej na wózku i wolałam nie kombinować z obracaniem się w miejscu. Dziewczyna rozmawiała ze starszym mężczyzną, któremu coś stało się z ręką. Bezczynne siedzenie dłużyło mi się w nieskończoność. Nie miałam przy sobie nic czym mogłabym się zająć, a na dodatek strasznie burczało mi w brzuchu. Wtedy nagle usłyszałam jak powiedziała: „Każdy ma zapisany jakiś scenariusz na życie. Nic nie dzieje się w życiu bez przyczyny… A miałam takie aktywne życie, aktywną pracę…”.
A coś zaczyna!
No i pomyślałam, kurde to jest to! Gdybym jeszcze tak pamiętała o tym na co dzień. W chwilach dołków emocjonalnych. O tym, że nikt nie żyje wiecznie. O tym, że mamy tu ograniczony czas do wykorzystania. I o tym żeby łapać dzień ile tylko się da.
Właśnie w takie dni jak ten, kiedy łzy same mi się pchają do oczu z bezsilności. Kiedy wolałabym być w innym miejscu i czasie.
Wtedy wstałam z wózka i wyszłam z gabinetu lekarskiego z lekkim sercem, z entuzjazmem i wdzięcznością. Co prawda nie zrobiłam tego sama. Oj nie nie nie! Moja kostka potrzebowała jeszcze trochę czasu by do siebie dojść. Ale to była tylko skręcona kostka. Za dwa może trzy tygodnie już o niej zapomniałam. Ale ta dziewczyna już nigdy nie wróci do swojego życia. Dla niej już nic nie będzie takie samo. Pamiętaj o tym!
To tak cenna przypominajka! Pamiętam, jak mój mąż trafił na SOR – to był najgorszy dzień w moim życiu, w jego zapewne również. Bezsilność wobec systemu, niepewność, ból, a dookoła tony ludzkiego cierpienia i wyjąca niesprawiedliwość. I masz rację – życie jest za krótkie, by je przeżyć byle jak!
Monika, dzięki za komentarz! <3 Warto od czasu do czasu przypomnieć sobie takie momenty, wtedy nie potrzeba już żadnej dodatkowej motywacji.