Bogini wyłoniła się z Ducha, razem z wszystkim, co istnieje, i ruszyła by obejść martwy, rozświetlony gorącą lawą świat. Tysiące, miliony słonecznych cykli mijało, a ona szła i tańczyła, a gdzie stąpnęła jej noga, tam powstawało życie. Pierwsze komórki łączyły się w pary, w kolonie, potem w proste organizmy. Z martwej materii budowała się materia żywa, zdolna do poruszania się, do odbierania bodźców z zewnętrznego świata, do modyfikacji swego zachowania. To nowe życie mogło się reprodukować. Z jednego albo z dwóch organizmów powstawały kolejne i kolejne.
Bogini im wszystkim rozdawała Ducha. Bo nic żywego ani nieżywego na tym świecie nie może istnieć bez owej pierwotnej życiodajnej energii. Bogini była jej nosicielką. Tańczyła, a Duch za sprawą jej tańca przenikał materię organiczną i nieorganiczną. W tej ciemnej pierwotnej nocy działy się cuda. Ziemia stygła i przekształcała się. Bogini była radosna. Tworzyła w tańcu, nie odliczała dni, nie nazywała swego stworzenia, nie odpoczywała, bo całe jej tworzenie było zarazem działaniem i zarazem niedziałaniem. Bogini była sobą, ziemią i powietrzem, ogniem i wodą.
Wreszcie bogini zapragnęła pokazać nowemu życiu, że będzie lepiej dla niego, jeśli rozdzieli się na dwa pierwiastki: męski i żeński. W ten sposób oddzieli się dzień od nocy, a jasny cel od czystego bycia. Bogini ulepiła swego kochanka z kawałka własnego ciała, z ciemnej, gliniastej materii, i zawołała na pomoc Ducha, od którego wszyscy pochodzimy. Duch tchnął życie w męskie ciało i powstał pierwszy bóg, który objął w boginię w pasie i połączył się z nią. Ona miała w sobie wilgotną ciemną jaskinię, pulsującą życiem, a on twardy i gorący członek, również pulsujący życiem. Rozkosz przenikała ciało bogini od zawsze, ale po połączeniu z kochankiem, poczuła się ona pełna, a rozkosz uniosła ją na niebotyczne szczyty. Energia życia wystrzeliła z jej ciemnego podbrzusza, objęła falami całe ciało, a potem jej przedłużenie, ziemię i wodę. Bóg, jej kochanek, objął w swe władanie ogień i powietrze, a jego orgazm rozwibrował te dwa żywioły.
W ten sposób cały świat poczuł, że połączenie jest dobre. Przynosi pulsujące życie, rozkosz nie do opisania, życiodajną twórczą potęgę. Sprawia, że pierwotna energia zaczyna płynąć wartkim nurtem poprzez ziemię i niebo, i nigdy nie stagnuje. Wszystko się dzieje, zmienia, płynie. Przychodzą dni i noce, życie się rodzi i umiera, lód skuwa ziemię, praży słońce, a wiatr rozwiewa gorący piach. Nic nigdy nie jest takie samo, choćbyśmy się nie wiem jak starali, by zatrzymać chwilę. Bogini połączona z bogiem krzyczy z rozkoszy, a jego i jej orgazmiczne fale przenikają świat.
Za każdy razem, kiedy oddajesz się i ty temu świętemu połączeniu – z mężczyzną, z kobietą, ze sobą, z ziemią – oddajesz cześć tej pierwotnej parze. Płyniesz w rzece życia, którą oni poruszają, pulsując w pierwotnym uścisku, i która nigdy się nie zatrzymuje.
Koniec świata nastanie, kiedy tych dwoje przeniknie się tak głęboko, że znowu staną się jednym. I my, i ziemia, i wszystko co istnieje zostanie na powrót wchłonięte do jedności. Jedność jest światłem, jest Duchem.
Po nocy pełnej życia znowu przyjdzie dzień.
Photo by Tanya Grypachevskaya on Unsplash
niesamowity jest ten tekst <3
Dziękuję z serducha!
Ależ to jest dobry tekst. I jeszcze to zakończenie pełne nadziei w momencie gdy z przyzwyczajenia oczekiwałabym apokalipsy. Piękne.