D jak DOM

Jako dziecko rysowałam kwadratowy dom z oknami, drzwiami, trójkątnym dachem, kominem i dymem. Obowiązkowo dymem. To ponoć wskazuje na emocjonalność dziecka. Przy domu byl zawsze zbudowany plot, a za nim rosło duże (stare) drzewo. O tak mniej więcej to wyglądało:

a i jeszcze była sciezka prowadzaca gdzieś do lasu, bądź w góry. Tam tez pasły sie owce… Mogę z pewnoscia powiedziec, ze obecnie mieszkam w podobnym domu i okolicy, tylko owiec brak. Słyszę czasami beczenie kozy. Nie mojej. Dzikiej.

Jako nastolatka lubiłam tworzyć plan, rozkład architektoniczny mojego przyszłego i wymarzonego domu. Moje plany byly dosc dziwne. Oczywiście kwadratowe bądź prostokątne. Na krańcu wielki salon z olbrzymimi oknami wychodzącymi na piękny widok: ogrod, plaże, góry, las… Sciany byly krzywe. Projektowane w literę V, gdzie czubek to drzwi wejściowe, ramiona to ściana prowadząca do tego salonu. Inne pokoje, łazienka były za ukośna ściana. Jeszcze nie zbudowałem swojego domu, więc kto wie… moze moje nastoletnie plany okażą sie innowacyjne…

Na studiach wsluchiwalam sie w utwór The Cinematic Orchestra – To build a home. Był dla mnie ostoja ciepla, milosci, delikatności. Akceptacji. A słuchając czułam miłość i przemijanie. Takie bardzo naturalne uczucia. I ciepło. Przede wszystkim ciepło. I tak zrodziło sie moje pojęcie domu. Ciepłe, jasne, ukochane, gdzie dominuje miłość i akceptacja.

Na studiach tez zmienialam bardzo często miejsce zamieszkania. Kawalerka na Dolnej, później M4 na Małej Łąki, pokój na Belgradzkiej, następnie stary dom z trzeszczącymi schodami w Portugalii, pokój w „apartamentowcu” w Delhi w Indiach i wreszcie własne mini mieszkanie na Lizbońskiej by znaleźć sie wreszcie w domu na kółkach w Nowej Zelandii i na koniec zamieszkać w buszu.

Kazdy z tych miejsc byl moim domem, mimo że tymczasowym, to domem. Byla tam moja energia, moja uwaga, moje rzeczy.

Kiedy spotkałam mojego obecnego meza, moim domem był mój samochód a jego domem – namiot. Wtedy tez zrozumiałam, ze dom to niekoniecznie cztery ściany, beton, cegła, mur…

Teraz dla mnie DOM to ON. Gdziekolwiek on, tam mój dom. Czy to bedzie przyczepa, czy Hong Kong, czy kolejny namiot, nie ważne gdzie, bo ON to mój DOM. Nasza energia, nasze wspomnienia, nasze ciala…

Dom to tez ONA. Czarna adoptowana kotka. To 5 par kurzych nóżek i pewnie w przyszłości kolejne łapki merdające ogonkiem. I alpakowe głowy poprawiające nastrój w ponury dzień.

Gdziekolwiek Oni, tam ja, tam nasz DOM.

Kot, Ona, On

Jedno przemyślenie nt. „D jak DOM”

Dodaj komentarz