To jest kontynuacja historii, którą piszę ostatnio regularnie. Część 1. tego rozdziału znajdziesz tu: https://klubotwartejszuflady.pl/panna_misia/klara-ibuprofenowa-baletnica-rozdzial-3-cz-1/
Miłej lektury 🙂
Pół godziny później Mark wchodzi do Little Black Café, błądzi wzrokiem po kawiarni kiedy wreszcie nasze oczy się spotykają i czuję jak coś roztapia mi się w piersi. Lekkim, nonszalanckim krokiem podchodzi do stolika i z uśmiechem zajmuje miejsce naprzeciwko mnie.
– Hej ślicznotko! – Czy on właśnie puścił do mnie oko?! Ugh, nie cierpię tych jego słodkich zdrobnień i on o tym doskonale wie! Jednak to Mark i jego specjalnością jest doprowadzanie mnie do furii.
– Hej! – rzucam i biorę łyk mojej dużej Mochi z podwójnym espresso na mleku owsianym.
– Szybko się dzisiaj zwinęłaś. Coś się stało? Bardzo chrapałem? – sarkastyczny uśmiech nie schodzi mu z ust. Przyjemniaczek, nawet się nie domyśla co dzieje się w mojej głowie w tej chwili.
– Nic się nie stało. Po prostu, obudziłam się i już nie mogłam zasnąć. Poza tym chciałam iść zobaczyć co z ciocią. – Mark podpiera podbródek na dłoniach i z zaciekawieniem wpatruje się we mnie jakbym opowiadała jakąś przeciekawą historię. Zawsze tak było. Był tą jedną z niewielu osób, które rzeczywiście słuchały co się do nich mówiło. Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy nie są piwne a bardziej złotawe. W popołudniowym świetle wyglądały jak płynne złoto z maleńkimi plamkami miedzi i brązu na powierzchni. Okalające je rzęsy były tak gęste i długie, że niejedna kobieta by mu ich pozazdrościła.
– No właśnie! Co z Tolą? Wszystko okej? To trochę niepokojące tak mdleć, nie?
– Nic jej nie jest. Po prostu dużo ostatnio pracuje i tyle. – wzruszam ramionami. Powtarzam tylko słowa, w które sama nie wierzę, ale nie mam siły się teraz martwić o Tolę. – Ostatnio nie mamy nawet czasu na zwykłą kawę i 5 minut rozmowy. Ja wychodzę wcześnie na trening, a ona wraca ze szkoły kiedy ja już śpię.
– Może mogę jakoś pomóc? – jego twarz zmieniła się i widzę, że zmartwiło go to co powiedziałam. – Ty oczywiście sama z siebie o nic nie poprosisz, ale jeśli czegoś potrzebujecie, po prostu mi powiedz. Dobrze, uparciuchu? – mówi i mierzwi moją już i tak niedbałą fryzurę. Super! Teraz to już na pewno wyglądam jak żonka żula spod monopolowego!
– Mhymm, tak… Mark do cholery! Przestań! – odsuwam się od stołu i krzyżuję przed sobą ręce.
Wreszcie patrzy na mnie jakbym wylała na niego wiadro lodowatej wody i zbudziła go z głębokiego snu.
– Przepraszam! Wiesz jak lubię twoje włosy. Są jak taka ognista wata cukrowa.
– No dzięki! Super! Podkopuj dalej moją samoocenę, droga wolna!
Zbieram swoje rzeczy i wstaję od stolika. Chcę stąd jak najszybciej wyjść i nie musieć już nigdy więcej patrzeć w te jego złote oczy.
– Klara, poczekaj! Przepraszam! Co ty taka dzisiaj jesteś? Poczekaj!
Nim zdążę zamknąć za sobą drzwi kawiarni łapie mnie za nadgarstek i nie puszcza, skubany!
– Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi? Co takiego zrobiłem?
Mark to mój najlepszy przyjaciel. Cud chłopak i dobry człowiek. Jednak czasami jest ślepy jak kret na moje uczucia i reakcje. W takich chwilach chciałabym mu po prostu mocno przyłożyć patelnią w łeb żeby otrzeźwiał i wreszcie zrozumiał.
– Tu nie chodzi o ciebie, Mark. Tylko o mnie.
– Nie rozumiem.
Oj wiem, że nie. Gdzie jest patelnia kiedy człowiek takiej potrzebuje?! Ale kiedy wreszcie zdobywam się na ten krok i otwieram usta wypuszczam z nich przerażającą prawdę.
– Nie pamiętam wczorajszego wieczora. – uciekam wzrokiem w stronę kawiarni. – To znaczy… nie całości.
– Serio? No i co z tego? Ja też nie pamiętam i co? Nic się nie stało, każdy od czasu do czasu musi sobie trochę odreagować, a szczególnie…
– Obudziłam się w samej bieliźnie.
– …w takiej branży jak nasza. Poczekaj, co?
– Nie pamiętam żebym się rozbierała i wchodziła do twojego łóżka.
Czuję jak palą mnie policzki. Czuję się jak mała dziewczynka, która stłukła piłką babciny wazon, a z drugiej strony nie czuję się niczemu winna. Ja przecież nic nie zrobiłam! A przynajmniej tak myślę. Mark jest chyba w szoku. Nie odzywa się i widzę, że szuka jakiegoś wytłumaczenia tej sytuacji. Ja też bardzo chciałabym je znaleźć, ale myślę o tym od samego wyjścia z jego mieszkania i nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Oprócz tej jednej, nieznośnej myśli:
– Ktoś musiał mnie rozebrać, Mark.
Cisza jaka między nami zapada jest ciężka jak kurtyna opadająca wolno na scenę.