Matka patrzy na Różę siedzącą na ofenbance* i zaciska z dezaprobatą wąskie wargi:
– Dzioucha, a ty do ślubu z tymi warkoczami chcesz iść? To nie przynosi szczęścia. Będziesz przeca niewiasta. Czepek ci dają. Długie włosy to młode dziouchy noszą, a ty bydziesz zamężno kobieta.
Róża chciałaby powiedzieć, że z tym wdowcem Tonem Pollokiem to i tak nie będzie żadnego szczęścia, ale gryzie się w język. Już wszystko postanowione, już się nie będzie matce sprzeciwiać. Dość się już nawadziły. Dość już beczała, dość ją matka szmatą po pysku prała. Ale warkoczy szkoda. Róża patrzy na nie – ciemnobrązowe, długie do pasa prawie, grube jak nadgarstek bajtla. Nagle nachodzi ją pewna myśl.
– Dobrze mamo, ale w domu obcinać nie bydymy. Pójda normalnie do fryzjera i dom się zrobić taki modny bubikopf. I trwało.
Matka kiwie głową na znak zgody.
Następnego dnia Róża idzie do fryzjera Klimczoka przy Tarnowitzerstrasse. Wychodzi z krótkimi włosami sięgającymi połowy szyi, zaczesanymi do tyłu, uformowanymi w modne fale. Jeszcze raz przygląda się sobie w szybie wystawowej zakładu fryzjerskiego, za którą młody gryfny Klimczok uwija się przy kolejnej klientce i flirtuje z nią po niemiecku.
Róży powiedział, że wygląda jak Lida Baarova! Róża dotyka swoich włosów, przesuwa dłonią po lokach. Rzeczywiście! Podobieństwo jest! Całkiem wyraźnie widzi w swoim odbiciu tę ciemnowłosą czeską gwiazdę, którą widziała w filmie o Wenecji, gdzie pływali na tych gondolach, w kinie Union-Theater przy Friedrichstrasse. Gdyby tylko mogłą upudrować sobie policzki i pomalować usta, wypisz wymaluj wyglądałaby jak Lida. Jak już będzie wydano* i pójdzie na swoje, kupi sobie te wszystkie szminki. Już matka nad nią nie będzie miała władzy! Przychodzi jej do głowy, że może głupio zrobiła, godząc się na ślub z tym ordynarnym grubiorzem Tonem Pollokiem. Może mogła sobie poszukać lepszego. Sklepiorza na przykład. Albo sztygara. Dyć chopy zawsze się koło ni kręcili jak osy przy szklonce miodu.
Potem przypomina sobie, co ją do tego skłoniło i przestaje się uśmiechać do swego odbicia w szybie pod wielkim pomarańczowo-brązowym szyldem “Friseursalon A. Klimczok”. Jej twarz pochmurnieje. W kieszeni czuje ciężar trzydziestu marek, które po odjęciu ceny za trwałą ondulację dostała za swoje włosy. Nie powie o nich matce, bo zabrałaby jej na wyprawienie wesela. Będzie udawać głupią, że niby nie wiedziała i zostawiła je Klimczokowi za darmo. Nie, to nie jest dobry pomysł. Matka gotowa polecieć z pyskiem do fryzjera, niech zapłaci dodatkowo, takie wspaniałe włosy! Nie, matce da 15 marek, a za resztę kupi sobie nowy kapelusz w domu towarowym Peschki w Zabrzu. Czepek niech se matka noszą sami.
Jak się wydować**, to się wydować! Parada musi być.
——————————-
*ławka z szafką
**wychodzić za mąż
Jest to fragment pisanej przeze mnie śląskiej powieści, napisany specjalnie na wyzwanie #TematMiesiąca na Platformie Kreatywnych Kobiet Iskra.
Na zdjęciu aktorka Lida Baarova, źródło: internet.
Siedzę w słuchawkach jadąc pociągiem. Czytam tekst o Róży i mam ciary. Dlaczego? Bo siedzi obok mnie pewna pisarka Stefania ❤️ To będzie epicka śląska powieść, czekam bardzo ❤️ i wspieram!
Milena, dziękuję! :):):):)
Stef, uwielbiam jak opowiadasz historie. I czekam bardzo, bardzo na Twoją śląską powieść! Niesamowity klimat i te smaczki w postaci gwary i nazw różnych miejsc dodają +100 do autentyczności. Czuję, że jestem świadkiem powstawania czegoś wyjątkowego.
Bardzo Ci dziękuję Marta za komentarz, szczególnie za słowa o autentyczności, bo bardzo mi na niej zalezy.
wow!!! cudowny klimat <3 wypatruję powieści!
kocham to, jak piszesz o Śląsku 😍😍😍 i totalnie czekam na powieść 🔥🔥🔥