DZIŚ W NOCY CIĘ NIE BYŁO

Nad ranem budzi mnie ryk nadjeżdżającego motocykla. Budzę się wściekła na ciebie, ty chuju, myślę, nie masz wstydu, myślę, będziesz jeszcze śmierdział jej chanelem nr 5, i bezczelnie przyjdziesz tu do mnie, do łóżka. 

Wyskakuję z pościeli, podłoga jest lodowata, ale moje nogi też, bo kołdrę mam za cienką, a ciebie dziś w nocy nie było. Nie mogłam wsunąć stóp pomiędzy twoje wielkie owłosione uda. Uchylam firanki, ale na podwórzu nie ma nikogo. Ani hondy, ani ciebie.

Wsuwam nogi w bambosze, schodzę w dół po drewnianych schodach naszego stuletniego domu. W kuchni już gra radio, stary dobry polski rock. Słuchałeś trójki od czasów studenckich, kiedy po raz pierwszy wziąłeś mnie na przejażdżkę na twojej stareńkiej jawie. Czułam się, jakbym latała.

Na blacie kuchennym stoi biała fiolka z napisem Relanium. Patrzę na nią przez chwilę, potem łykam jedną pastylkę popijając starą herbatą. Zaczynam smażyć jajka dla ciebie, jedno, dwie… sześć. Jajecznica na boczku, takie śniadania lubisz. Posiłek dla prawdziwego mężczyzny, mawiasz, dla króla. Zdrapuję skwarki na twój talerz, a potem wyrzucam wszystko do kosza, bo ciebie tu nie ma.

Idę przywitać się z kozami. To był twój pomysł, miejmy własne mleko, bądźmy samowystarczalni, powiedziałeś. Przywiozłeś je z ogłoszenia z wiochy odległej o sto kilometrów i ani razu do nich nie zajrzałeś. A ja jak debilka doiłam je dwa razy dziennie, a potem wylewałam to gorzkawe mleko, którego nikt nie chciał pić. Tulę się teraz do tych kózek, głaszczę ich ciepłe ciała, doję powoli, łagodnie. I nagle widzę ciebie, jak stoisz w kącie stodoły. Patrzysz na mnie. Te twoje wielkie wąsiska a la Lech Wałęsa. Ta twoja niespożyta siła życiowa. Jedna kobieta nie mogła ci wystarczyć.

– Smakowała ci jajecznica? – pytam.

Idę wylać mleko pod płot. Spoglądam chwilę na jeża zagrzebującego się w liściach. 

Potem idę cię odwiedzić, pod tamtą brzozę, gdzie wysypaliśmy popiół. Czekasz tam na mnie. Jesteś teraz cieniem samego siebie. Podchodzę, dotykam twojej twarzy. Jest zimna, bez wyrazu. W twoich oczach nie ma już żadnej iskry. Niczego już nie naprawisz, niczego po pijaku nie zepsujesz. Nie powiesz rubasznego żartu, ani głupiego komplementu, ani uwagi, która mnie zrani. 

Ale wreszcie nie muszę się tobą z nikim dzielić.

Hondę wywieźli na złomowisko, ciężarówka na nią wpadła, całe szczęście, że kierowcy nic się nie stało. Ty już wtedy miałeś złamany kark. Nikt z policji nie sprawdził przewodów hamulcowych. 

Straciłam twoje ciepłe ręce, pachnące nią, te łapy, którymi bezczelnie nad ranem macałeś mnie śpiącą po tyłku i piersiach. Ale zyskałam satysfakcję. I twoje widmo, które snuje się po domu i obejściu, włącza radio, odpala silnik nieobecnego motocykla, chrapie obok mnie w łóżku, ale kiedy zniecierpliwiona sięgam na oślep ręką, druga połowa łóżka jest pusta.

Czy żałuję? Obawiam się, że pójdę do piekła. Obawiam się, że ty czekasz na mnie. Że jak tylko przekroczę granicę, złapiesz mnie swoimi lodowatymi łapskami za cycki i za pupę. 

Nalewam sobie szklankę wody, patrzę na tę fiolkę tabletek nasennych, które dał mi doktor po twojej śmierci. Kuszą mnie. Przyciągają.

Ale nie mogę. Jeszcze nie teraz.

Bo kto zaopiekuje się kozami?

Autor: Stefania Martinez

Jestem Stef i opowiadam historie. Pokazuję kobietom, jak być bliżej siebie. Bujam w obłokach, zakorzeniam się w Ziemi.

2 przemyślenia nt. „DZIŚ W NOCY CIĘ NIE BYŁO”

Dodaj komentarz