Nie do pary

Wracam do siebie przez zasypiające miasto. Poziomy deszcz uderza mnie w policzki, odrywając z ciała resztki ciepła.

Pukam, a Ty mechanicznie otwierasz mi drzwi. Siadasz przy stole i milczysz. Nie przytulasz mnie ani nie całujesz. Wypełniasz obecnością mieszkanie, a ja wciąż nie mam komu upiec ciasta.

Po wnętrzu rozlewa się porażający chłód. Zapalam orientalne świeczki, zrzucam przemoczone ubrania oblepiające ciało i zanurzam się w obietnicy ulgi. Woda parzy bladą skórę, wygładzając gęsią skórkę.
Czerwone, wytrwane wino kołysze się w kieliszku jak fale zwalniającego oddechu. Z brzękiem odstawiam szkło na pochlapany parapet i z zaciśniętymi smutkiem powiekami opadam na dno.

Wchodzę do łóżka i układam się w łyżeczkę nie do pary. Przytula mnie pustka. Wykończona zapadam się w mrok, lecz w środku nocy odwiedza mnie bezsenność. Nie walczę z nią, nie przerzucam się z boku na bok. Leżę na wznak i układam na suficie zdania, czekając aż ona odejdzie.

Promienie słońca łaskoczą moją twarz. Wraz z nimi rzeczywistość wdziera się do snu i zabiera mnie z powrotem. Budzę się. Patrzę na mokrą od potu, pomiętą moimi koszmarami pościel. Przykleiła się do mnie jak samotność. Wstaję z myślą, że nikt mnie nie chce. Ja sama siebie nie chcę.

6 Comments

Dodaj komentarz