Na co ci wyjazd w pojedynkę?

– Sama?? Jak to, sama? … Ale co się stało? Pokłóciliście się??
****

Wyjechałam sama na weekend. Po raz pierwszy w swoim życiu.
Spakowałam się już w czwartek, by ruszyć w drogę w piątek po pracy.
W perspektywie trzy godziny jazdy w piątek i niepewne prognozy na niedzielę, więc tak naprawdę wyjechałam na cały JEDEN dzień.
Bardzo dziwne.

****
– Ale co tam będziesz sama robić? Nie boisz się? A jak coś ci się stanie?
****

Sama. Nie z mężem, nie z psami, nie z przyjaciółmi. Nie po to, by coś ustalać, negocjować, planować. Synchronizować z kimś, czymś.
Tylko by zrobić dokładnie to, na co będę miała ochotę w danej chwili.

Samolubnie? Być może.

Iść dalej albo bliżej, zjeść lub nie, zatrzymać się, by coś napisać. Lub po prostu rozkoszować się widokami, zapachami, wiatrem i słońcem.

****
– W dupie ci się poprzewracało.
****

„Wdupiecisiępoprzerwacało” to moje ustawienie domyślne. Już nie przejmuję się tym, co inni pomyślą. Chciałam uraczyć oko nowymi miejscami. Wyrwać się na chwilę z przewidywalnego do bólu harmonogramu życia. Odpocząć. Pobyć ze sobą. Nadrobić podcasty, książki, teksty. Wsłuchać się w głowę i serce, zamiast wciąż odkładać to na później. Bo na to nigdy nie ma czasu.

Myślałam, że samotny dwudziestokilometrowy spacer przyniesie oświecenie. Że nagle spłynie na mnie jakaś mądrość. Że poukładam sobie tematy z terapii. Przemyślę kilka kwestii. Albo chociaż, że przyjdą mi do głowy fantastyczne pomysły na teksty.

Wiesz co?
Po drugim kilometrze plecak i koszulka nadawały się do wyżymania. Włosy przykleiły mi się do czapki. Bałam się, że jak ją zdejmę, to już nie zdobędę się na ponowne jej założenie. Z drugiej strony cieszyłam się, że ją wzięłam, bo żar z nieba wypaliłby mi dziurę w głowie. Po piątym kilometrze zrobiłam się głodna, a po szóstym zachciało mi się sikać. Dalej było z górki (czasem pod górkę z zadyszką, a czasem przez ciemne zarośla). Walczyłam z muchami, komarami, fobią kleszczową. Musiałam zdecydować, czy przejść dodatkowe 5km, żeby zobaczyć grotę, czy nie ryzykować spotkania z prognozowaną burzą. Zatrzymywałam się na punktach widokowych, chłonęłam obrazy i robiłam zdjęcia. Spotkałam jelonka. Wystraszyliśmy się siebie nawzajem. W duchu dziękowałam mężowi, że wpakował mi powerbank do plecaka. Samotnie zjadłam obiad. (Właściwie nie samotnie, bo w towarzystwie bohaterów książki)


Mistyczne, duchowe przeżycie? Nie wydaje mi się.

Raczej dobitne uświadamianie sobie własnej fizyczności.
Może trzeba przejść szlak dłuższy o minimum 200km lub zdobyć konkretny szczyt, żeby coś się wydarzyło?

****

– No i co? Fajnie było? Potrzebne to było?

****

Wracałam stęskniona, wygłodniała codziennej bliskości, przytulenia. Podekscytowana perspektywą wytarmoszenia psów i rodzinnego spaceru. Spragniona PODZIELENIA się wrażeniami, anegdotami z przypadkowych spotkań. Pełna nowych obrazów, opowieści i wspomnień.

Wypad był wspaniały, a powrót do domu jeszcze lepszy.

A gdy emocje opadły, okazało się, że operacje mielenia danych w tle zrobiły swoje. Głowa odrobiła swoją pracę.

Park Krajobrazowy Doliny Bobru, Jezioro Pilchowickie, Jelenia Góra

Lipiec 2023

2 Comments

  1. Agnieszka

    Doskonale rozumiem potrzebę samotnego wyjazdu. Sama jestem po samotnym wypadzie do Gdańska i wyjściu w pojedynkę w góry. Ta możliwość robienia wszystkiego po swojemu bez konieczności dostosowywania się do tempa i oczekiwań innych nie zmieniło doszczętnie mojego życia. Ale było mi w tamtym momencie potrzebne. I gdybym wtedy nie zrealizowała tych planów pewnie nigdy nie doszłyby do skutku. Dlatego uważam, że jak pojawia się potrzeba i są możliwości to trzeba korzystać i nie słuchać tych wszystkich „wdupiecisiępoprzewracało”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *