Tutaj straszy

– Gaja ratuj! – Aleksandra nie zaczęła rozmowy od „dzień dobry” ani nawet „co u ciebie”, od razu z grubej rury  – Potrzebuję kogoś od ducha.

„Co znowu, ja pierdolę, czy ja mam na stronie napisane „usługi czarownicowania”. Nie, tam wyraźnie stoi „usługi finansowe”. Nawet słowem nie wspominam o tym skąd do mnie przychodzą te informacje o hossie na giełdzie. Ja powinnam brać dodatkową opłatę za wszystkie magiczne zlecenia, które biorą na boku” – narzekała w duchu Gaja głośno i dobitnie, ale i tak wiedziała, że nie o odprawi Aleksandry z kwitkiem.

– Gaja błagam cię, musisz mi pomóc, od tego zależy cała moja przyszłość, ja majątek zainwestowałam w ten interes.

Gaja wiedziała, że Aleksandra parę miesięcy temu kupiła wymarzony domek na podlaskiej wsi i przerabiała go, właściwie własnymi siłami na pensjonat, B&B, miejsce na sabaty czarownic, bezglutenową jogę, dziergania odzieży z ekologicznej bawełny, robienia bębnów i takie pierdoły dla zarobionych warszawskich lemingów, którzy w weekend chcieliby robiąc coś fajnego i modnego, co ładnie wyglądałoby na relacjach IG, a przy okazji  odpocząć na łonie natury i zostawić swoje ciężko zarobione pieniądze, żeby ktoś inny miał z nich pożytek. W sumie Gaja miała nawet trochę czasu, bo ostatnio zamknęła duże zlecenie dla podwarszawskich wampirów i mogła pozwolić sobie na parę dni lenistwa. Pojedzie na wioskę, pozbędzie się ducha, odpocznie i z głowy. 

– No dobra, Aleksandro mogę wpaść na parę dni. A w ogóle to co za duch, od kiedy straszy, jak bardzo jest złośliwy i czy ma dużą moc. Bo jak nieszkodliwy to mogą nawet odprawić go online.

– Nie!!! –  krzyknęła przerażona Aleksandra – żadnych egzorcyzmów nie potrzebuję, masz go znaleźć, nie zabić, bo on zaginął.

„Ok, zaginiony duch. Tego jeszcze nie było” – pomyślała Gaja i zapytała.

– A jesteś pewna że nie przeszedł po prostu na drugą stronę, jak każdy duch powinien i w końcu robi wcześniej czy później, taka jest kolej rzeczy.

– Nie to jest mój duch, Ja go znalazłam. I zgodził się być atrakcją turystyczną pensjonatu. Podpisał umowę krwią i choć bym go miała ścigać z odmętów piekła to ma wrócić i straszyć, zgodnie z umową.

– Coś czuję że to jest historia na dłuższy wieczór – powiedziała Gaja – I to przy dużej ilości alkoholu – dodała. Będę jutro rano to mi wszystko opowiesz i zobaczymy co się da z tym zrobić.

Gaja przyjechała do Aleksandry następnego dnia rano, bladym świtem. Słońce dopiero co wzeszło a na łąkach unosiły się opary mgły, która miała w sobie coś co pachniało jak połączenie magii ziemi z magią skandynawskich demonów. „Oho coś się to jednak święci, bo podejrzanie pachnie” uznała Gaja.

Do pensjonatu prowadziła urocza droga usłana starymi dębami, podejrzanie wyglądającymi na robotę jednego z zaklęć, które niedawno zostało sprzedane na aukcji za niemałą sumę, a potem magicznie rozpłynęło się w powietrzu jak znana praca Banksy’ego. Pensjonat i okoliczny teren wciąż wygląda jak plac budowy chociaż wyłaniała się z tego jakaś miarę logiczna całość podobna trochę do chatki Baby Jagi na sterydach. Jeśli wierzyć staromodnemu szyldowi nad bramą wjazdową w stylu „ty który wchodzisz żegnaj się z nadzieją” to wyjeżdżasz właśnie do domu osobliwości w kociołku czarownicy. Aleksandra siedziała na ganku z kubkiem kawy, a wokół niej stado kotów miałczało jak na torturach, nad głową wnosiło się kilka brązowo białych sów, które posępnie pohukiwały. Ze studni wyglądał znudzony życiem aligator.

– Ja pierdolę, co to do cholery się tu dzieje, wspomniałaś tylko duchu. – zawołała gramoląc się z samochodu objuczona tobołami Gaja. – O żadnej innej magii nie było mowy. Zupełnie nie jestem na to przygotowana. – dodała – A w ogóle skąd wzięły się tutaj te dęby, w tych okolicach to rosną co najwyżej brzozy. 

– A widziałaś w tym klimacie krokodyla – zrezygnowanym tonem zapytała Aleksandra.

– Poza tym wiesz ilu ludzi szuka tego zaklęcia, wiesz tego od dębów. Zrobiła się z tego niezła afera jak zniknęło. Dom akcyjny na zmianę z firmą ubezpieczeniową obrzucają się błotem, a wina i tak spadnie na Werewolf Security, bo już wszedł im audyt i urząd skarbowy na głowę – dodała Gaja.

– Ja nie mam pojęcia co się dzieje na świecie, mam tutaj istny Armagedon. Miałam zamówionych Ukraińców na połowę czerwca, ale odwołali. Zaraz potem ta sprawa z duchem. Od wczoraj jak tylko skończyłam z tobą rozmawiać cała ta ferajna się pojawiła. – tłumaczyła Aleksandra robią ręką ruch w stronę mniej lub bardziej sprecyzowanego otoczenia. – Nawet nie wiem kiedy te dęby do mnie dotarły, chyba jakoś na początku maja. Pojawiły się z dnia na dzień. Co miałam zrobić, przecież nie wytnę. Poza tym świetnie komponują się z atmosferą pensjonatu.

– I nie wydawało ci się w ogóle podejrzane, że ni stąd ni zowąd na twoim podjeździe pojawia się dębowa aleja rodem z Bridgertonów –  zaciekawiła się Gaja.

– Serio? Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Myślałam że to może robota ducha, albo kogoś kto mi dobrze życzy, albo nie wiem, teściowa sprzedała duszę diabłu – nie bez złośliwości odpowiedział Aleksandra. – Ja już na oparach jadę, ja już chyba tracę rozum, rozwiodę się i splajtuję, tylko jeszcze nie wiem w jakiej kolejności. Za dużo w to zainwestowałam, żeby teraz odpuścić.

„A mówiłam jej zainwestuj w akcje nowych technologii jak przyszła do mnie na konsultacje, bo biznes hotelarski to na razie nie jest dobry pomysł, miał być kryzys, przyszłość niepewna, a do tego jeszcze ten covid. Ale czy ludzie słuchają w ogóle rad, po które przyszli” – rozmyślała Gaja obchodząc wokół dom i stodołę. Za nią dreptała trochę spłoszona, a trochę zaciekawiona Aleksandra. 

– Dobra – zdecydowanym tonem powiedziała Gaja – to opowiadaj od początku, bo u mnie to stanęło na tym, że kupiłaś ziemię i stawiasz dom pod zwykłą agroturystykę czy coś w tym rodzaju, kiedy zrobiła się z tego akcja wiedźma to już nie załapałam. Bo wstępnie to mi wygląda na jakąś jakiś wredny urok, nie rozmawiałaś ostatnio z jakąś Cyganka albo trockistką?

—-

Gaja weszła do pracowni Aleksandry. Przywiódł ją tam lekki swąd rozkładającej się magii, a także bardzo pomocny biały maine coon, który przyplątał się i nie chciał za nic odczepić. Na tle tych wszystkich czarnych wiejskich kocurów, które kłębiły się na podwórku pensjonatu był prawdziwym królem i tak jak każdy rasowy kocur odnosił się do tego plebsu z góry. Chodził za Gają cały dzień podczas rytuał oczyszczenia, który od wczorajszego wieczoru zarządziła wiedźma zaraz potem jak przy kieliszku nalewki, a raczej kilku kieliszkach Aleksandra zwierzyła jej się ze swoich problemów. Chodziła na zmianę z tlącą się szałwią lub palo santo po wszystkich zakamarkach domu i obejścia mamrocząc oczyszczające formuły. Kocur co jakiś czas w prychał jakby chciał powiedzieć „Kobieto, z czym do ludzi, na taką magię to jesteś totalnie za kiepska”. Ożywił się bardziej dopiero przed drzwiami pracowni Aleksandry. Drzwi były stare, z grubego drewna, pomalowane śnieżnobiałą farbą, a wyryte na nich płaskorzeźby przypominały Gai sceny z sabatu czarownic czy starożytnej orgii Bachusa. Skąd Aleksandra wytrzasnęła to cudo Gaja zupełnie nie miała pojęcia, może pojawiło się tak samo nagle jak dębowa aleja na podjeździe. Gaja z bijącym sercem przekręciła klamkę jakby spodziewała się że poraził ją wiekowa magia. Na szczęście nic tak dramatycznego się nie stało i Gaja mogła w spokoju rozejrzeć się w poszukiwaniu źródła problemów Aleksandry. Po kilku minutach grzebania w książkach, notesach i innych walających się po pokoju fakturach uznała, że wciąż wie tyle ile na początku i trzeba będzie wezwać posiłki.

– Podsumujmy fakty – powiedział Gaja siadając przy małym plastikowym stoliku prowizorycznie ustawionym na podwórku przed pensjonatem. W ręku trzyma kubek gorącej ziołowej herbaty z procentowo wkładką. Obok, popijając ziółka siedziała roztrzęsiona Aleksandra pusto patrząc w przestrzeń. Najpierw pojawiły się dęby –  ciągnęła Gaja – potem zniknął duch, z którym zawarłaś wcześniej wiążącą umowę o pracę w charakterze atrakcji turystycznej. Duch był zupełnie nieszkodliwy, odziedziczyłaś go wraz z domem, po którym błąkał się już ponad 120 lat. Cała ta menażeria w postaci kotów, sów, aligatora i kto wie czego jeszcze zlazła się parę dni później. Dodatkowo okazuje się drzwi do twojego gabinetu to antyk, należący najpewniej do jakiejś silnej czarownicy, na moje oko są portalem, ale nie wiem zupełnie, w którym kierunku. Będę musiała porozmawiać o tym z moją babką, ona zna jedną czarownicę, niepraktykująca co prawda już od wielu lat, ale z doświadczeniem w tej kwestii.

– Co ty mówisz,  jaki portal, pierwszy raz słyszę o portalu! – wykrzyknęła wzburzona Aleksandra.

– Wygooglałam te drzwi na stronie u jednego czarodzieja, to nie moja branża –  powiedziała Gaja – na początku myślałam, że zwykły antyk, ale twój maine coon bardzo dziwnie się zachowywał jak wchodziliśmy do gabinetu, poza tym ewidentnie z boku, w prawym górnym rogu wyryty jest bardzo silny pentagram.

Aleksandra zaniemówiła z wrażenia, nie dość, że jeszcze pół roku temu nie miała pojęcia o duchach, magii, czarownicowaniu i innych nadprzyrodzonych zjawiskach to teraz dodatkowo w jej wymarzonym domku dzieją się nadprzyrodzone rzeczy. Tak, wiedziała, że kupienie starego, rozpadającego się domu na zadupiu, odrestaurowanie go i przerobienie na pensjonat to będzie dużo przedsięwzięcie. Tak, nie znała się zupełnie na biznesie turystycznym, bo od skończenia studiów harowała po 14 h na dobę w korpo i nie miała już ani czasu ani siły, żeby się jeszcze dokształcać. Chociaż z jej doświadczeniem w marketingu i reklamie oraz świetnym biznesplanem i całkiem niezłym kapitałem startowy, który co prawda błyskawicznie topniał, myślała, że jakoś to będzie do ogarnięcia. Ale do kurwy nędzy nikt nie ostrzegał, że ciąży na niej klątwa i to bynajmniej nie w przenośni. Nawet Gaja odradzała jej pakowanie tej całej kasy i zaangażowania w turystykę, jak to sformułowała „pożerającą kasę studnię bez dna i zupełnie nietrafioną w tej koniunkturze inwestycję”, tym bardziej, że przeszedł covid. Ale Aleksandra czuła, że ma tę siłę i tę moc, która pozwoli jej wreszcie zrealizować te najskrytsze, szczenięce marzenia. Jak widać jednak życie potrafi, jak to życie, pokazać fucka w najmniej spodziewanym momencie. A w ogóle to jaki maine coon. Jedyne koty jakie kiedykolwiek posiadała walały się zwykle pod łóżkiem, poza tym pensjonat pożarł tyle kasy, że prędzej kupiłaby wreszcie ten bojler niż maine coona.

– To znaczy, że to jest jakaś klątwa. Ktoś rzucił na mnie urok i co, nie chce, żeby mi się powiodło – coraz bliżej desperacji zapytała Gaję – Jakieś demony wyszły z portalu i zagnieździły się na dobre w obejściu. A nie mogli wyjść jacyś umięśnieni, silni faceci, zdolni do dokończenia wreszcie tego remontu. W sumie dobrze, że humor jej nie opuszczał, chociaż czarny, zawsze to lepsze niż rozsypanie się na kawałki. Popijając nerwowo ziółka chichotała Aleksandra co i rusz odgarniając nerwowym ruchem spadającą na nos rudą grzywkę.

– No wiem, wiem – próbowała dodać jej otuchy Gaja – musisz być silna znajdziemy na to jakieś zaklęcie. Wezwałam już posiłki, jutro przyjedzie babcia Jadźka z koleżanką wiedźmą z prawdziwego zdarzania, przywiozą stary grimuar i coś na to poradzimy. W międzyczasie zrobimy seans i znajdziemy szybciutko twojego ducha. Nie mógł tak po prostu rozpłynąć się w powietrzu, tym bardziej, że trzyma go u ciebie umowę o pracę. Wierz mi, duchy traktują takie rzeczy bardzo poważnie. Na ogół przecież większość ludzi, no może oprócz właścicieli zamków, stara się ich jednak pozbyć. Taka intratna posadka, jak u ciebie to szczyt marzeń.

Gaja wrzuciła do kubka po herbacie parę suchych gałęzi, z woreczka wyciągnęła szczyptę ziół i podpaliła. Na stole białą kredą narysowała kilka magicznych symboli i zaczęła pod nosem recytować zaklęcia.

– A nie powinniśmy poczekać na północ – spytała Aleksandra.

– No co ty, przecież wywoływać można o każdej porze dnia, zupełnie jak wróżyć –  z nutą wyższości w głosie odpowiedziała Gaja. – No to teraz twoja kolej – dodała po chwili.

– Jak to moja – spłoszona podskoczyła na krześle Aleksandra – ale co mam teraz robić. – No jak to co,  wzywaj – odpowiadała Gaja tonem jakby rozmawianie z przedstawicielem zaświatów było jak spotkanie na zoomie. W rezultacie Aleksandra nie musiała za wiele robić, bo nagle zmaterializował się obok nich całkiem przystojny młody mężczyzna w stroju ułana z szablą u boku, burzą blond loków i seksownym uśmiechem. Na początku był trochę niewyraźny i biła od niego srebrna poświata, ale po kilku chwilach jego obraz na tyle się ustabilizował, że kobiety poczuł jakby był mężczyzną z krwi i kości.

– Pani – skłonił się nisko przed Aleksandrą, której policzki oblały się od razu krwawym rumieńcem.

– Henryk – zawołała Aleksandra – gdzie ty się do cholery podziewałeś, martwiłam się o ciebie.

– No dobra, skoro mamy już wyjaśnioną sytuację to ja się zbieram do domu – oznajmiła wstając od stołu Gaja – w końcu miałam ci pomóc jedynie z duchem. Poza tym jutro przyjeżdża babcia i wszystko ogarnie.

– Nie! –  zawołała spanikowana Aleksandra – a co z urokiem? 

– Nie! – zawołał spanikowany Henryk – a co z upiorem?

– Z jakim upiorem – wrzasnęły równocześnie dziewczyny.

– To mamy też upiora? – zdziwiona zapytała Aleksandra.

– No tak, to właśnie on był powodem mojego zniknięcia – oznajmi Henryk – myślałem, że wybrałaś jego, Pani. 

– Co za upiór? – zapytała zniecierpliwiona Gaja.

– Podstępny typ – stwierdził duch – Chowa się za postacią białego kota.

– Ach koteczek, on jest zupełnie nieszkodliwy – oznajmiła stanowczo Gaja – a nawet pomocny – dodała.

– Musisz się go natychmiast pozbyć – powiedział Henryk – jak się tutaj zadomowi to ja, absolutnie nie zostaje, nie znoszę konkurencji i to takiej. 

– Gaja plis, nie zostawiaj mnie tak – błagalnie wyszeptał Aleksandra – i zrób coś z tym koteczkiem.

– No dobra, koteczka mogę zabrać, jak będzie chciał oczywiście. Próbowaliście kiedykolwiek przekonać maine coona do czegoś czego nie chce zrobić, to już łatwiej pozbyć się ducha.

Henryk łypnął na nią podejrzanie, ale się nie odezwał.

2 Comments

  1. Sylwia Dec

    😀 świetny tekst <3 jestem fanką wszystkiego, od aligatora przez wyraziste bohaterki, po białego koteczka ofkors. No i jako rodowita podlasianka zastanawiam się – w której wsi znajduje się tenże dom? 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *