„Co jest kurwa” pomyślała wyrwana nagle ze snu Gaja. Przez chwilę leżała zdezorientowana w kompletnej ciemności zastanawiając się czy to nie był sen. Jeśli był to raczej proroczy, bo uporczywe walenie w okno odezwało się na nowo. Spojrzała na zegarek. 2:30. I to tyle jeśli chodzi o spokojny weekend na wsi.
„Pani Gaju, to ja sąsiadka spod trójki” odezwał się głośny szept zza okna. Jakby walenie nie było samo w sobie wystarczającą aluzją. Gaja zwlekła się z łóżka i świecąc sobie komórką podeszła do okna. Faktycznie Ferencowa spod trójki.
„Co ta baba znów chce” pomyślała wściekła Gaja. Odkąd parę miesięcy temu, jakimś cudem, dowiedziała się, że Gaja stawia tarota i wróży z ręki to wredne babsko wiecznie zawracało jej głowę. Nic nie było w stanie jej zrazić. Jak nie egzorcyzmy kota to dziwne głosy w piwnicy. A najlepsze było jak niedawno zmarła ciotka nawiedziła ją pewnej nocy i opowiedziała o skarbie ukrytym pod werandą na plebanii kościoła. Proboszcz dwa miesiące musiał wynajmować ochroniarzy, żeby szalona kobieta zupełnie nie zdemolowała mu posesji. Z jakiegoś powodu Ferencowa myślała, że skoro Gaja zajmuje się tarotem to zna się również na wszystkich prawdziwych i urojonych zjawiskach nadprzyrodzonych nawiedzający wyjątkowo często upierdliwą sąsiadkę. Dobrze, że nie znała całej prawdy.
„Potrzebujemy pani” – konspiracyjnym szeptem oznajmiła Ferencowa „coś dziwnego się dzieje na cmentarzu.”
„Pani Basiu, jest 2 w nocy, nie może to poczekać do jutra. Poza tym zbliża się święto zmarłych było by dziwne, gdyby nic się nie działo na cmentarzu. Na pewno jakieś dzieciaki przygotowują się do Halloween”.
„Bożesz broń” z przerażeniem przeżegnała się Ferencowa „te pogańskie obrzędy to nie u nas, my jesteśmy porządni ludzie, proboszcz to będzie organizował w sobotę bal wszystkich świętych. U nas żadne dzieciaki w Halloween nie wierzą. Pani miastowa to pani nie wie”.
„Taaa” pomyślała Gaja „tylko skoro nie wiem to po cholerę w środku nocy baba mnie budzi jakby co najmniej pożar”. „No wiem, wiem pani Basiu, u was tylko strefa wolna od Halloween, LGBT i 5G” powiedziała Kaja wrzucając na siebie dresy i gruby sweter.
„A co też pani opowiada” oburzyła się Ferencowa my jesteśmy postępowi i tolerancyjni, nawet dla pedałów. A wie pani, że syn naszego poprzedniego sołtysa to w Warszawie z chłopakiem mieszka, a Kwiatkowskiej wnuczka to wiecznie flagi kolorowe w oknach wiesza.
Wnuczka Kwiatkowskiej, zagorzała feministka to flagi owszem i wieszała, ale nie LGBT a strajku kobiet, ale najwyraźniej dla Ferencowej to jedno i to samo pomyślała Gaja, ale nie zdecydowała się oświecić sąsiadki.
Cmentarz znajdował się obok kościoła, jakieś 2 km od domku Gai. Ferencowa przez całą drogę zawzięcie trajkota, ale Gaja nie była w stanie skupić się na niczym. Marzył jej się tylko kubek gorącej kawy z syropem piernikowym, albo jeszcze lepiej kieliszek rozgrzewającej smorodinówki ciotki Mańki. Jeszcze nie napoczęta butelka leżała sobie spokojnie w kuchni w kredensie.
Dotarcie na miejsce zajęło mi 20 minut. Przy bramie cmentarza stały jeszcze dwie miejscowe baby – córka Ferencowej Jolka i szwagierka Mariola. Obie spanikowane, rozglądały się na boki jakby zaraz zza grobu miały skoczyć na nie wszystkie miejscowe zombie.
„Co one robią na cmentarzu w środku nocy” pomyślała Gaja. Na hieny cmentarne raczej nie wyglądają. Obie ubrane w narzucone naprędce na piżamy ciepłe płaszcze, owinięte w szaliki i w czapki jakby co najmniej środek mroźniej zimy był. Mariola dzierżyła w ręce miotłę prawie jak miecz, którym mogłaby odganiać się od opętanych dusz zmarłych, którym nagle zachciało się wyleźć z przytulnego miejsca na cmentarzu i zaatakować.
„Czy ktoś mi może wreszcie wyjaśnić co się dzieje” spytała wreszcie Gaja. Trzy baby zaczęły na raz gadać jedna przez drugą z czego Gaja zrozumiała tylko zaginionego psa, proboszcza i duchy na cmentarzu.
„Jedna osoba na raz” ostro przerwała Gaja. „Może niech pani Jola opowie.” Jola sprawiała wrażenie najbardziej ogarniętej z nich trzech. Pracowała w urzędzie gmina w pobliskim miasteczku i wydawała się całkiem kompetentna jak na lokalną biurwę.
„Wie pani Mariola sprząta plebanię i gotuje czasem proboszczowi, żeby sobie dorobić. Ale dziś po drodze do Lidla zepsuł jej się samochód, musiała czekać na starego, potem do warsztatu. Nie mogła się dodzwonić do księdza, więc wysłała mnie, żebym poszła i wszystko wyjaśniła. Dotarłam tam jakoś późno już po 10 było. Drzwi otwarte, więc weszłam, ale w środku nikogo. Znalazłam kartkę na stole „Poszedłem sprawdzić hałasy na cmentarzu. Pieniądze zostawiłem w puszce w kuchni, tej pomarańczowej. Ksiądz Radek”. Napisałam mu, że Mariola dziś nie przyjdzie, bo samochód jest się zepsuł i będzie jutro rano i wróciłam do domu. W nocy pies zaczął ujadać jak opętany, więc obie z Mariolką i mamą poszłyśmy sprawdzić co się dzieje. Nie chciałam, żeby obudził całą wieś, więc wyprowadziłam go na spacer. Obok kościoła zaczął ujadać jeszcze bardziej, w końcu zerwał się ze smyczy i uciekł na cmentarz i tyle go widziałam. Drzwi na plebanię i brama wciąż nie są zamknięte. To bardzo dziwne. Zadzwoniłam po mamę i Mariolkę, mama od razu poszła po panią, a my tu czekamy, bo się bałyśmy wchodzić.”
„To nie lepiej zadzwonić po policję, to raczej sprawa dla nich. Zaginięcia to zupełnie nie moja działka” zauważyła Gaja.
„Ale pani Gaju głosy na cmentarzu, ujadający wściekle pies, to z całą pewnością wskazuje na duchy, a proboszcz pewnie poszedł odprawić egzorcyzmy i zaginął” wyszeptała Ferencowa. „Niech będzie” zgodziła się wreszcie Gaja – „wy idźcie do domu, a ja się rozejrzę trochę po cmentarzu i zobaczę co się dzieje”.
„Nie, nie, my tu poczekamy na panią” powiedziała zdecydowanie Ferencowa machając do tego, dla lepszego efektu, wcześniej odebraną Mariolce miotłą, „w razie czego będziemy panią bronić.”
Gaja weszła na cmentarz. Noc była w miarę ciepła jak na październik, połówka księżyca świeciła jasno, było z braku innego słowa cicho jak w grobie. Nad cmentarzem unosiła się jednak podejrzana mgła, jakby poświata, która nadawała całemu otoczeniu niepokojącą atmosferę. Gdzieniegdzie widać było zapalone znicze i kwiaty, to pewnie nadgorliwe cmentarnice już zaczęły świętować dzień zmarłych. Nagle z oddali Gaja usłyszała jakiś szelest i syczenie, a zaraz potem wycie wiatru i zapach palonych ziół. „Acha” – powiedział do siebie podekscytowana Gaja, „może Ferencowa miała jednak rację, kto by pomyślał”. Im dalej szła tym robiło się bardziej podejrzanie, suche liście zaczęły wirować na wietrze, powietrze stało się cięższe jak przed tropikalnym huraganem, cisza aż dzwoniła w uszach. Gaja wyciągnęła z plecaka torebkę soli i dotknęła magicznego amuletu na szyi. Komórka nagle zgasła i Gaja znalazła się w totalnych ciemnościach, akurat w tym samym momencie księżyc skrył się za chmurami. Nawet zapach ziół stał się bardziej duszący. Niezrażona szła dalej w stronę najstarszej, pochodzącej jeszcze z XVIII wieku, części cmentarza. Gdzie jak nie tam mogłyby znaleźć się, szukające igraszek podekscytowane zbliżającym się świętem duchy. Wciąż trzymając rękę na amulecie podeszła do jednego z najstarszych i najbardziej wystawnych miejscowych nagrobków. Kunegunda Świecka 1759-1780. Lokalna legenda, jej rodzina posiadała okoliczne wsie, tragiczna historia miłosna, niewyjaśniona tajemnica. Gaja rzuciła na ziemię garść soli i wyszeptała zaklęcie. „Pokażcie się!” rozkazała. Po chwili na jej oczach zaczęły materializować się dwie postacie. Jedna wysoka, piękna, z długimi falującymi włosami. Pomiędzy jej nagimi piersiami połyskiwał przytwierdzony do sutków łańcuszek, który dalej oplatał też jej szyję a koniec trzymała w ręku druga postać. Znacznie niższa, również naga, z piersiami, których mogłaby pozazdrościć niejedna gwiazda filmów dla dorosłych. Jej twarz zasłaniała złota maska w kształcie dzioba. Sukkub i strzyga! U stóp kobiet leżał, także nagi, ksiądz Radek. Po jego rozanielonej twarzy można było od razu domyśleć się co tu się przed chwilą działo. „Gaja jak to dobrze, ze to tylko ty!” ucieszyła się strzyga. „Już myślałam, że będziemy musiały wynieść się z tego pięknego miejsca” zawtórowała jej sukkub.
„Co wy tu do cholery robicie?” zdziwiła się Gaja.
„Tu to znaczy gdzie, na cmentarzu czy na wsi?” zapytała niewinnie strzyga.
„Przez tą pandemię nic się nie dzieje w tej Warszawie, wszystkie kluby zamknięte, nie można znaleźć żadnych ciekawych mężczyzn do pożarcia – poskarżyła się sukkub – postanowiłyśmy zmienić scenerię i wybrać się na wycieczkę krajoznawczą, Kunia chciała zobaczyć rodzinne strony, odwiedzić rodzinę.”
„Chyba nawiedzić” powiedziała z przekąsem Gaja. „Co żeście zrobiły z Radkiem?”
„Oj tylko trochę seksualnej energii, nikomu to jeszcze nie zaszkodziło” tłumaczyła się sukkub. „Lubię duchownych, są tacy wyposzczeni, że można z nich wyssać energii co najmniej na pół roku” zawtórowała jej strzyga. „jeszcze z nim nie skończyłyśmy, ale spokojnie nic złego mu się nie stanie, jutro rano będzie mu się wydawać, że miał piękny erotyczny sen. Przyda mu się.”
„Nie ma opcji” powiedziała stanowczo Gaja „pomóżcie mi go ubrać, a potem odprowadzić do bramy. Największa wścibska plotkara z całej wsi zainteresowała się waszymi sprawami. Jak nie chcecie za chwilę mieć tu na głowie stada egzorcystów, sanepidu i obrońców praw zwierząt lepiej pomóżcie mi wymyślić jakąś wiarygodną historię. A w ogóle, gdzie jest pies?”
„A zmaterializowałyśmy mu chętną suczkę i uciekł z nią gdzieś w las” powiedziała zadowolona z siebie strzyga – mała szansa, żeby wrócił, lepiej mu będzie niż w zimnej budzie i na łańcuchu.”
Jedno zaklęcie wystarczyło żeby demony ubrały nieprzytomnego księdza Radka i przeniosły do razem z Gają pod bramę cmentarza.
„Dobra dziewczyny, znikajcie. Spotykamy się u mnie w domu.” zarządziła Gaja.
„Pani Basiu” zawołała Gaja „znalazłam proboszcza. Chyba poślizgnął się na mokrych liściach i rąbnął głową o nagrobek. Ale już dochodzi do siebie. Pomóżcie mi zatargać na plebanię. Nie wiem czy nie trzeba będzie wezwać lekarza.”
„A co z duchami?” zapytała z chorą ciekawością Ferencowa.
„Nie znalazłam żadnych duchów – odpowiedziała Gaja, tylko butelki po piwie i niedopałki papierosów. Pewnie jakieś nastolatki wyrwały się z domu na weekend i postanowiły szukać wrażeń na cmentarzu”.
Ferencowa nie wydawała się do końca przekonana, ale odpuściła, przynajmniej na razie i wszystkie cztery baby zgodnie zajęły się przenoszeniem półprzytomnego księdza do domu.
Zanim Gaja wróciła zmęczona do domu świt majaczył już na horyzoncie. W kuchni zastała dwa demony, które zupełnie bez żenady poczuły się jak u siebie i zdążyły już znaleźć i obalić cała butelkę smorodinówki.
Kocham ten tekst ♡
Wciągnął mnie bez reszty ?
Moje panieńskie – Strzyga. Just saying :)))))
No booomba!!! ???
Rewelacyjny klimat! Gaja ma moją sympatię 😀
Chcę wiedzieć, co było dalej! To jest to drugie oblicze Brzeskiej, sama nie wiem, ktre lubie bardziej! Pisz!
o wow, co za czad 🙂 Czułam dreszczyk grozy i lekką niepewność, ale gdy okazało się, że Gaja znać całe towarzystwo zrobiło mi się lżej, uspokoiłam się 🙂 Świetnie się czyta, uwielbiam ten tekst <3
Również rozbawiła mnie cała sytuacja z księdzem 😉
Ha! Mam w tym swój udział. Razem z Ewstrą zastanawiałyśmy się nad doborem imion i Gaja i Eryk to moje dzieci!!!! Wow uwielbiam 🙂