Spójrz na mnie

Siedzi na miękkim i jasnym, ale wzorzystym fotelu, który zawsze leczy jej złe samopoczucie. Zakopuje się w nim, okrywając się szmaragdowym, puchatym kocem, który dostała od mamy na zeszłoroczne Święta Bożego Narodzenia. Zwija się w kłębek niczym mały, bezbronny kot. Ciemne rolety zasłaniają widok tętniącego życiem miasta. To jest jej jedyna chwila dla siebie w ciągu całego dnia, zanim ponownie zajrzy do bladoróżowego laptopa, o którym tak długo marzyła. Ma naturalne jasne blond włosy, na których nadal utrzymują się refleksy ubiegłorocznego urlopu. Mogła sobie na niego pozwolić pomiędzy pracą, a nadal pracą. Jej blada skóra pachnie smutkiem, zmęczeniem i niedopowiedzeniami, które ciągle w niej siedzą. Utkwione w ciemnym punkcie, w folderze “zapomnij’, do którego nie udziela wstępu – nawet podczas melancholijnego wieczora.

Scrolluje ekran telefonu, który rozpromienia jej bladą twarz w ciemnym salonie, bezmyślnie spogląda w migające posty na Instagramie. Nie czyta, nie rozmyśla, kciukiem naiwnie przesuwa post za postem w dół. Powieki nie drgają. Odpływa w krainę bezsilności. Nawet nie mruga. 

Nagle, przez brak ostrości źrenic, dociera do niej jeden obraz. Zostaje przy nim dłużej. Ujrzała w nim coś znajomego. Mruży powieki i osadzone w nich wyblakłe, szafirowe oczy. Kobieta, a raczej jej nagie plecy na tle lasu. Jest jeszcze staw, dziewczyna chyba w nim stoi, bo woda wyrównuje swoim poziomem okolice jej bioder. Przechodzi ją zimny dreszcz. To miejsce jest dla niej jakieś znajome, jakieś bliskie. Dzikość tego zdjęcia ją intryguje. Postać tej kobiety jest mniej wyraźna niż tło. Zadaje sobie pytanie, czy w dzisiejszym świecie idealnych zdjęć, idealnych kobiet, idealnej czułości można sobie pozwolić na coś takiego? Autentyczność niedoskonałego zdjęcia przykuwa jej ciekawość na tyle, że sięga po więcej. Czyta post, który jest elementem fotografii. 

Jest początek listopada, jest jesień. Otulają mnie brzozy, delikatnie kołyszą się w tempie śpiewu ptaków, a ja stoję w tej cholernie lodowatej wodzie. Słońce już zaszło. Zimno mi, moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Lekki chłodny wiatr delikatnie owiewa moje nagie ramiona. Napinam mięśnie.
Ja nie należę do odważnych osób. Ja nie lubię wody – ja się jej boję. Nie wiem co kryje ten brudny staw. Jakie tajemnice skrywa jego zielona głębia. Nie widzę dna. Ciągle szukam siebie, szukam swojej granicy, szukam tej idealnej fotografii, która trafi na okładkę moich listów – słów, które pisałam do Ciebie, emocji, których nigdy nie poczujesz, bo uczucia zamknięte w tych listach nigdy nie trafią do ich adresata.

Jesień już taka jest. Pachnie palonym ogniskiem i niedopowiedzeniami, a drzewa? Spójrz jakie robią się bursztynowe. Umierają tylko po to, aby ponownie ożyć na wiosnę. Czy to nie jest bezsensowna śmierć? Mimo to, nie wydają się smutne. Raz na jakiś czas powietrze wypływa z głębi wody tworząc chaos na tafli, która jest spokojna niczym lustro. Widzę w niej swoje nieidealne ciało. Dotykam swojej chłodnej skóry, opuszki moich palców tańczą na kościach mojego obojczyka.

Czujesz ten zapach? To dym papierosowy, który przyszedł tu za mną i na chwilę pozostał. Całe studia były dla mnie przepełnione tym zapachem, jagodowym tytoniem, od którego nie potrafiłam się uzależnić. Nie pamiętam kiedy spaliłam ostatniego papierosa.

Oglądam się dokoła, nie ma tu nikogo. Wiatr sprawia, że kosmyki włosów, które zsunęły się z upięcia delikatnie pieszczą mój kark. Zupełnie jakby On mi coś szeptał. Ale jestem tylko ja, przenikliwa cisza, orzeźwiające wieczorne powietrze, mój fotograf i moje stłumione myśli. Coś albo ktoś szeleści gdzieś w oddali w lesie. Czy się wstydzę? Nie stoję tutaj zupełnie naga, piersi mam zakryte, choć plecy gołe. Patrzę w niebo, jest dzisiaj wyjątkowo niewinne, tak błękitne, tak blade jak moja skóra w tym wyblakłym świetle.

Zimno mi, po raz kolejny moje ciało przeszedł dreszcz. Ta woda jest naprawdę cholernie lodowata. A mimo to mam równy oddech. Zamykam oczy.
W obiektywie nie widać mojej twarzy. Chodzi mi tylko o moje blade plecy na tle drzew, a gdzieś obok zupełnie przez przypadek pojawiły się jakie niezrozumiałe gorzkie emocje. Zaciskam suche i spierzchnięte usta.

Dźwięk naciśnięcia migawki.. otula mnie wieczór. Jestem spokojna. Mogę wracać.” (urodzonawprimaaprilis)

Poczuła nagły przypływ emocji. Uderza ją przeszłość. Słyszy rytmiczne bicie swojego serca. Utożsamia się z nią, z tą kobietą ze zdjęcia. Przez skórę przechodzi ją przyjemny dreszcz. Otulają ją wspomnienia zeszłej jesieni
i miejsca, w którym przez przypadek spotkała swoją dawną miłość. Uczucia wróciły po raz kolejny, przyjazna retrospekcja i fotograf, przed którym nie miała miała ani krzty wstydu. Bezgraniczne zaufanie, które zostało spieprzone cztery lata temu, gdy wybrał inną, a nie ją. Mimo wszystko ma sentyment do tej znajomości, ale i nie do końca zamknięty rozdział.
To spotkanie było krótkie, ale intensywne. Biegła spóźniona do pracy przez park w mieście, a mimochodem spotkała jego. 

Emocje, które nadal w niej siedzą, ogrzewają ją od środka jak pierwsze majowe ognisko, na które czeka się od początku wiosny. Zerka na bransoletkę, która opina jej wąski nadgarstek. Szary wytarty przez czas sznurek i srebrna zawieszka w kształcie koniczynki z wygrawerowanym “bądź sobą”. Stara się, zawsze się stara, dążyć do realizacji swoich celów.
W całym tym codziennym pośpiechu, braku wolnej chwili i bezmyślnego przeglądania w sieci potrafiła się zatrzymać. Pomyśleć i przemyśleć. Dotarły do niej emocje, które ukryte wewnątrz, budziły się tylko na fizyczny dotyk jego oczu. Jest wdzięczna, że mogła przez chwilę utożsamić się z dziewczyną ze zdjęcia. Poczuć ciepły dotyk na sercu wspomnień dzięki jej słowom. Wkomponować się w część tych słów.

Klika “obserwuj”, chce z nią zostać na dłużej. Robić przerwy w codzienności dla tej małej chwili bycia przytomną. Nie zamykać się przed sobą, tylko spoglądać w lustro z niezwykłą czułością i miłością do najważniej osoby w swoim życiu, czyli do siebie. Akceptować swoją przeszłość, oswajać się
z błędami, dokonywać wyborów, które nie zawsze muszą być idealne. Spoglądać na świat jak i siebie przez inną perspektywę, wyjść na spacer, aby choć na chwilę orzeźwić się świeżym przenikliwym i nostalgicznym powietrzem. 

Autor: Sylwia Lenkiewicz

Cześć, nazywam się Sylwia. Urodziłam się w prima aprilis i piszę o tym, o czym nie potrafię mówić na głos.

2 przemyślenia nt. „Spójrz na mnie”

Dodaj komentarz